Ta płyta wydana 10 lat temu ukazałaby się niezależnie
w nakładzie 300 sztuk, rozprowadziłaby się po warszawskich osiedlach w oka
mgnieniu a dzisiaj czekalibyście z iskierką nadziei na reedycję. To tylko moja
sugestywna opinia, której nawet nie potrafię zdefiniować czy tworzy pozytywny
czy negatywny obraz oceny sytuacji. W każdym bądź razie CBR i Ruziel na bitach
Fleczera po niecałym roku od premiery #1 uraczyli nas nowym materiałem. Czego
można spodziewać się po najnowszej produkcji wydanej nakładem warszawskiej
wytwórni Stojedenaście?
Otrzymujemy nową jakość. Nijaki krążek sprzed roku
został zdeklasowany najnowszą produkcją przepełnioną pewnością siebie i
trzeźwymi refleksjami. Gospodarzy cechuje charyzma, poszukiwacze nowoczesnych,
zachodnich trendów mogą zawieźć się tą produkcję, lecz osoby szukające
prawdziwości na krążkach z pewnością się nie zawiodą. Wyszczególniłem sobie
trzy tematyki, które najczęściej poruszane są na albumie – pasja, brak hajsu z
pasji i upór w dążeniu by udowodnić, że ten hajs z pasji uda się wreszcie
zdobyć. Jak widać wszystko można ująć w jednym stwierdzeniu i całość ociera się
momentami o monotematyczność (są od tego może jakieś drobne wyjątki). Poziom
tracków jest wysoki, parafrazując – gdyby wydawcą tego albumu był Step Records
w czasach gdy potrafili zrobić teledyski do połowy numerów z albumu w tym
przypadku byłby kłopot z doborem singli... Kłopot bogactwa , bo autorzy nie
schodzą poniżej swojego przyzwoitego poziomu.
Oni nas nie rozumieją feat. VNM
Fleczera dopadł syndrom Kazia Węgrzyna – im starszy
tym lepszy. Na pewno jest w swojej życiowej formie, cieszy mnie więc fakt, że
coraz częściej możemy go usłyszeć na różnych płytach. Nie jest może tak
innowacyjny jak niektórzy czołowi polscy producenci, lecz fanom samplowanych
bitów z pewnością przypadną takie produkcje jak chociażby ten w singlowym
numerze „Oni nas nie rozumieją” z gościnnym udziałem VNM’a.
Daj mi
Jeśli chodzi o gościnne zwrotki, dobrani goście
stanowią ciekawy monolit. Z jednej strony VNM – jego gościnnych dogrywek
wychodzi od momentu premiery „ProPejnu” mnóstwo i w tym zalewie często średnich
zwrotek ta jest z pewnością jedną z ciekawszych. Onar – stary, dobry,
chropowaty, myślę, że wielu chciałoby, żeby jego najbliższa płyta była właśnie
w takim klimacie. Zresztą numer „Biznes” w którym udzielił się gościnnie jest
jednym z ciekawszych na tej płycie –został wycelowany w poprzedniego wydawcę,
czyli Remika i spółkę z poznańskiej wytwórni MyMusic. Z drugiej strony WdoWA
wniosła do numeru „Living proof” swoją jakość, jest ciekawą odskocznią od
gospodarzy. Franek wypadł przyzwoicie, chociaż nie wniósł nic szczególnego
swoją zwrotką w całokształt albumu.
Biznes feat. Onar
Reasumując cieszyć może fakt, że autorzy żyjąc w
zgodzie z samym sobą są w stanie stworzyć ciekawy i klimatyczny album. Efekty
są zadowalające, chociaż spinając cały mój wpis klamrą mogę odwołać się do
pierwszego zdania tej recenzji, które przeczytacie powyżej. Grono odbiorców
High Endu pewnie nie ulegnie znaczącemu powiększeniu, a szkoda. Ode mnie
panowie zasługują na plus - #2 warto sprawdzić.
Ta recenzja mojego autorstwa początkowo ukazała się na
portalu HHZone. Po miesiącu od publikacji udostępniam ją również na Rap News.
Artur Rychlik
A co ty już nie piszesz?
OdpowiedzUsuńChwilowa przerwa. Pewnie coś jeszcze będę pisał jak znajdę czas i motywację.
Usuń