2.08.2014

High End - #2 Fly or die; recenzja; Stojedenaście






Ta płyta wydana 10 lat temu ukazałaby się niezależnie w nakładzie 300 sztuk, rozprowadziłaby się po warszawskich osiedlach w oka mgnieniu a dzisiaj czekalibyście z iskierką nadziei na reedycję. To tylko moja sugestywna opinia, której nawet nie potrafię zdefiniować czy tworzy pozytywny czy negatywny obraz oceny sytuacji. W każdym bądź razie CBR i Ruziel na bitach Fleczera po niecałym roku od premiery #1 uraczyli nas nowym materiałem. Czego można spodziewać się po najnowszej produkcji wydanej nakładem warszawskiej wytwórni Stojedenaście?

Otrzymujemy nową jakość. Nijaki krążek sprzed roku został zdeklasowany najnowszą produkcją przepełnioną pewnością siebie i trzeźwymi refleksjami. Gospodarzy cechuje charyzma, poszukiwacze nowoczesnych, zachodnich trendów mogą zawieźć się tą produkcję, lecz osoby szukające prawdziwości na krążkach z pewnością się nie zawiodą. Wyszczególniłem sobie trzy tematyki, które najczęściej poruszane są na albumie – pasja, brak hajsu z pasji i upór w dążeniu by udowodnić, że ten hajs z pasji uda się wreszcie zdobyć. Jak widać wszystko można ująć w jednym stwierdzeniu i całość ociera się momentami o monotematyczność (są od tego może jakieś drobne wyjątki). Poziom tracków jest wysoki, parafrazując – gdyby wydawcą tego albumu był Step Records w czasach gdy potrafili zrobić teledyski do połowy numerów z albumu w tym przypadku byłby kłopot z doborem singli... Kłopot bogactwa , bo autorzy nie schodzą poniżej swojego przyzwoitego poziomu.
Oni nas nie rozumieją feat. VNM

Fleczera dopadł syndrom Kazia Węgrzyna – im starszy tym lepszy. Na pewno jest w swojej życiowej formie, cieszy mnie więc fakt, że coraz częściej możemy go usłyszeć na różnych płytach. Nie jest może tak innowacyjny jak niektórzy czołowi polscy producenci, lecz fanom samplowanych bitów z pewnością przypadną takie produkcje jak chociażby ten w singlowym numerze „Oni nas nie rozumieją” z gościnnym udziałem VNM’a. 

Daj mi


Jeśli chodzi o gościnne zwrotki, dobrani goście stanowią ciekawy monolit. Z jednej strony VNM – jego gościnnych dogrywek wychodzi od momentu premiery „ProPejnu” mnóstwo i w tym zalewie często średnich zwrotek ta jest z pewnością jedną z ciekawszych. Onar – stary, dobry, chropowaty, myślę, że wielu chciałoby, żeby jego najbliższa płyta była właśnie w takim klimacie. Zresztą numer „Biznes” w którym udzielił się gościnnie jest jednym z ciekawszych na tej płycie –został wycelowany w poprzedniego wydawcę, czyli Remika i spółkę z poznańskiej wytwórni MyMusic. Z drugiej strony WdoWA wniosła do numeru „Living proof” swoją jakość, jest ciekawą odskocznią od gospodarzy. Franek wypadł przyzwoicie, chociaż nie wniósł nic szczególnego swoją zwrotką w całokształt albumu.

Biznes feat. Onar

Reasumując cieszyć może fakt, że autorzy żyjąc w zgodzie z samym sobą są w stanie stworzyć ciekawy i klimatyczny album. Efekty są zadowalające, chociaż spinając cały mój wpis klamrą mogę odwołać się do pierwszego zdania tej recenzji, które przeczytacie powyżej. Grono odbiorców High Endu pewnie nie ulegnie znaczącemu powiększeniu, a szkoda. Ode mnie panowie zasługują na plus - #2 warto sprawdzić.


Ta recenzja mojego autorstwa początkowo ukazała się na portalu HHZone. Po miesiącu od publikacji udostępniam ją również na Rap News.

Artur Rychlik





2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Chwilowa przerwa. Pewnie coś jeszcze będę pisał jak znajdę czas i motywację.

      Usuń